Pilnie obejrzałem wszystkie nagrodzone zdjęcia tegorocznego konkursu World Press Photo. Z tego powodu, że to wciąż najważniejszy konkurs fotograficzny na świecie, choć mocno krytykowany przez wielu za nagradzanie co roku podobnych zdjęć głównymi nagrodami itp. Chcesz tego czy nie to on pokazuje w jakim kierunku zmierza fotografia prasowa. Z zawodowego obowiązku również, to jeden z przyjemniejszych aspektów pracy w mediach.
Bezapelacyjnie jednym z najlepszych zdjęć tegorocznego konkursu dla mnie jest zdjęcie Sørena Bidstrupa z duńskiej gazety Berlingske Tidende, które zwyciężyło w kategorii ‘Daily Life Single”. Zdjęcie przedstawia rodzinę (duńską? Sørena?) na wakacjach we Włoszech, w nadmorskiej miejscowości Jeselo. W opisie zdjęcia można przeczytać “Someone is up a little too early (“Ktoś wstał odrobinę za wcześnie”). To świetna “trójwymiarowa” fotografia. To jest właśnie prawdziwe życie rodziny z dwojgiem dzieci. Na wakacjach się nie wysypiamy bo najmłodsze, decyduje że 5 rano to świetny czas na grzebanie w koszu, “starszy” śpi na kanapie która zaraz się rozsunie (nie jest to 4 gwiazdkowy hotel tylko raczej ciasny pensjonat albo wynajęty domek). Na kanapie leżą atrybuty wakacyjne w postaci dmuchanego koła ratunowego i magazynu “Top Gear” (pewnie taty, pewnie i tak mało przeczyta bo będzie pilnował czy “najmłodsze” nie zjada własnie piasku). Mama na zdjęciu…sika. A Ty niby nie sikasz jak się obudzisz? Że dziecko ci się plącze koło nóg? No i co z tego? Wyprosisz i powiesz: “Słoneczko mama właśnie sika, możesz zamknąć drzwi od łazienki?”. Mąż widzi jak sikasz? A bo to pierwszy raz? To jest prawdziwe życie i to jest zasłużona nagroda. To zdjęcie mogę oglądać wiele razy. Takiej “klatki” nie zaplanujesz, to jest właśnie “Bressonowska koncepcja decydującego momentu”. W pełnym tego słowa znaczeniu. Na tym zdjęciu widzę siebie i moją rodzinę. Po prostu “Daily Life”:) Genialne, bardzo proste zdjęcie. A siła tkwi w prostocie. Chciałoby się powiedzieć: “Oby więcej takich na WPP”. Tyle, że jest tak wyjątkowe, że więcej takich może nie być, choć równie dobre pewnie się zdarzą. Brawo Søren Bidstrup!