Zdrowy rozsądek

Uwiel­bi­am kam­panie społeczne za to jaką siłę potrafią za sobą nieść i jak wiele potrafią zmienić. Pewnie słyszeliś­cie o kam­panii Fun­dacji “Dzieci Niczy­je” orga­ni­zowanej wspól­nie z agencją Pub­li­cis “Pomyśl zan­im wrzu­cisz”. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi: Rzecz jest o zamieszcza­niu zdjęć swoich dzieci w sieci, głównie na ser­wisach społecznoś­ciowych czy też swoich pry­wat­nych stronach. Stronach taka jak ta. Szczegółowy opis kam­panii zna­jdziecie tutaj: http://dzieckowsieci.fdn.pl/pomysl-zanim-wrzucisz
W związku z tą kam­panią zacząłem się moc­no zas­tanaw­iać i anal­i­zować moje poczy­na­nia w sieci związane z upub­licz­ni­an­iem wiz­erunku swoich dzieci w internecie. Bo sprawa doty­czy więk­szoś­ci z nas. Czy­ta­jąc opis i cele kam­panii odniosłem wraże­nie, że robię krzy­wdę swoim syn­om. Poczułem się win­ny zwyrod­nienia świa­ta. Co powinienem zro­bić? Ska­sować “bra­choli”, usunąć zdję­cia z dzieć­mi z face­booka, insta­gra­mu itp. Umaw­iać się z rodz­iną na wspólne oglą­danie nowych zdjęć w co dru­gi piątek miesią­ca, a zna­jomym (oczy­wiś­cie tym którzy sobie tego życzą) i rodzinie mieszka­jącej daleko wysyłać zdję­cia mailem lub udostęp­ni­ać je na zahasłowanej stron­ie. To było­by bez­pieczne. Ale doszedłem do wniosku, że może jed­nak wystar­czy odrobi­na zdrowego rozsądku.
Raz zdarzyło mi się zamieś­cić na blogu zdję­cia syna z plaży, które mod­e­lowo wpisu­ją się w założe­nia kam­panii i nie powin­ny się tam znaleźć. Wisi­ały tam może 10 godzin. Usunąłem je bo wydawało mi się, że to co słod­kie dla mnie może być nies­maczne dla oglą­da­jącego. Albo za bard­zo smaczne… Zadzi­ałał chy­ba zdrowy rozsądek. Ja aku­rat nie potrze­bowałem do tego kam­panii, ale pewnie zna­jdzie się ktoś kto dzię­ki niej usunie z sieci zdję­cie swo­jego dziec­ka, które może trafić na strony ped­ofil­skie. Ale zakładam, że trafi­a­ją tam zdję­cia dzieci roze­branych lub “skąpo” ubranych. Ale tu też mogę się mylić, nie znam psy­chi­ki pedofila.


Kam­pa­nia o której wspom­ni­ałem jest dobra, bo pozwala nam zauważyć prob­lem. Ale apelu­ję o zdrowy rozsądek. Nie sądzę, że za 10–15 lat moje dzieci będą miały pre­ten­sje do mnie o to, że sfo­tografowałem je jako 3 let­nie dziecko jeżdzące na row­erku nad Wisłą. Co praw­da koledzy mogą się śmi­ać z niego wtedy, że miał pomarańc­zowy row­erek bez pedałów (a może­my założyć, że np. za 15 lat kolor pomarańc­zowy będzie moc­no passe). Ale to chy­ba nasza w tym głowa, żeby do tego cza­su uksz­tał­tować moc­ny charak­ter, który poradzi sobie z taką sytuacją.

Kocham fotografię “dziecięcą”/“rodzinną”, tam zna­j­du­ję czyste emoc­je i nie zauważam ściemy. Dzieci nie uda­ją. Cieszę się, że są strony na których mogę obe­jrzeć takie właśnie zdję­cia. Znakomi­ty cykl prezen­tu­ją­cy takie strony/blogi pokazu­je cią­gle ser­wis dziecisawazne.pl (http://dziecisawazne.pl/mamy-fotografuja-dzieci/). Lubię oglą­dać lifenotes.pl, bo to świetne zdję­cia i pozy­ty­wne emoc­je. Nie oglą­dam zdjęć Anne Ged­des bo lubię nat­u­ral­ność. Jakoś zalatu­je mi fałszem noworodek prze­brany za pszczółkę albo fasolkę. Oczy­wiś­cie zauważam świet­ny warsz­tat, mam świado­mość trudu który towarzyszy takim zdję­ciom. Ale takie fotografie mnie najzwycza­jniej w świecie nudzą.
Rea­sumu­jąc — nie kasu­jmy dobrych zdjęć naszych dzieci z sieci, bo to 100% pozy­ty­wnych emocji. Nie popada­jmy w histerię.