Znacie teksty tego typu? “Mnie tam ojciec pasem bił i jakoś wyrosłem na uczciwego człowieka” Albo “prawdeńki” przeróżnych “wujkocioć” o tym, że teraz to przez takie “nowoczesne wychowanie” to na głowę dzieci wchodzą. Albo że w Szwecji już się na tym przejechali i że kiedyś lanie mokrym pasem było normalne i jakoś się dzieci wychowywało. No właśnie. Tylko “jakoś” może nie oznaczać, że dobrze. Mnie rodzicie nie bili (a przynajmniej ja tego nie pamiętam). Ja swojego syna uderzyłem w życiu 2–3 razy. I cholernie się z tym źle czuje. Każdy kto ma dzieci wie, że czasem ciężko jest nie dać się wyprowadzić z równowagi. I gdzieś tam te “prawdeńki” w tyle głowy dały za wygraną. Za każdym razem kiedy dałem synowi “klapsa” (idiotyczne określenie na bicie) czułem się jak bezradny i słaby kutas… Słysząc “Tatusiu nie bij mnie!” (czyli jednak dziecko ma świadomość tego, że klaps to jest bicie!) moje serce się rozdzierało na kawałki. Bo innego określenia nie potrafię dobrać.
Wczoraj przeglądając strony internetowe trafiłem na odrażające i brudne opisy z książek, które można kupić w księgarniach. To poradniki dla rodziców, często wydawane przez wydawnictwa …chrześcijańskie. Oto przykład- Richard Fugate, “Wychowanie dziecka według Pisma Świętego”, wydawnictwo Pojednanie:
„Dzieci różnią się, jeśli chodzi o ilość i siłę uderzeń – jednemu dziecku wystarczy kilka uderzeń rózgą, inne zaś będzie wymagało dłuższej i silniejszej kary cielesnej. Takie dziecko prawdopodobnie będzie wymagało tylu uderzeń, że będą mogły pojawić się nawet silne pręgi. Niektóre dzieci mają bardzo wrażliwą skórę, na której bardzo łatwo pojawiają się pręgi. Rodzice nie powinni przesadnie troszczyć się, jeżeli takie drobne obrażenia będą miały miejsce w rezultacie stosowania kary cielesnej. Jest to rzecz normalna. Rodzice powinni jednak uważać, aby stosowanie rózgi nie było przesadne i żeby wielkość rózgi była rozsądna. Wywołanie pręg na ciele dziecka nie jest celem kary cielesnej, lecz rodzice powinni realistycznie spodziewać się, że będzie to konieczny produkt uboczny buntu”.
Mało Wam? Oto kolejne “dzieło”. To samo wydawnictwo, “Klucz do serca twojego dziecka”, napisał psychol Gary Smalley:
“Posługuj się neutralnym przedmiotem przy sprawianiu lania. Ważne jest, by sprawiać dziecku lanie neutralnym przedmiotem, ponieważ ma ono skłonność wiązania bólu z narzędziem wykorzystywanym do sprawiania lania. Jeśli rodzic robi to ręką, dziecko może czuć się nieswojo. Ta sama ręka używana jest bowiem do dotykania, trzymania i przytulania. Odkryliśmy, że bardzo skuteczne jest korzystanie z cienkiego kijka, który wszyscy ozdobiliśmy. Nazywamy go “nauczycielem”.
Prawdziwym potentatem w wydawaniu takich publikacji jest oficyna wydawnicza Vocatio (na swojej stronie internetowej reklamują się hasłem “Książki Dla Tych, Których Kochamy”). Wydali kilka pozycji, które fundacja Kid Protect zgłosiła do prokuratury i na szczęście już nie są sprzedawane. Ciągle u nich kupić możemy książkę Jamesa C. Dobsona pt. “Dzieci i Wychowanie. Pytania i Odpowiedzi”. Za 25 pln na 352 stronach możemy poczytać o kodeksie, który powstał w oparciu o najlepsze dostępne obecnie informacje z psychologii, a jednocześnie pozostaje w zgodzie z nakazami i wartościami danymi przez samego Stwórcę (sic!).
Fragment: “Łagodne klapsy można stosować między piętnastym a osiemnastym miesiącem życia, jednak stosunkowo rzadko i tylko w odpowiedzi na otwarty sprzeciw, nigdy zaś wobec przejawów dziecięcej lekkomyślności. Kiedy zajdzie konieczność wymierzenia kary fizycznej, należy do tego celu używać przedmiotów, takich jak cienka witka lub pasek (…) Czy lanie powinno boleć? Tak, bo inaczej nie przyniesie efektu. Uderzenie w pupę przez trzy warstwy mokrych pieluszek nie dostarcza dziecku żadnej informacji. Nie znaczy to wcale, że zalecam tu mocną chłostę! Dwa, trzy uderzenie cienką rózgą po nóżkach bądź po tyłeczku całkowicie wystarczą do podkreślenia zasady: „musisz mnie słuchać”.
… Ja po przeczytaniu samych fragmentów byłem wbity w fotel. Jak chory umysł trzeba mieć, żeby coś takiego napisać. Jak chciwym i moralnie zdeprawowanym chamem trzeba być, żeby coś takiego sprzedawać?
Nigdy więcej nie uderzę (nie dam nawet lekkiego “klapsa” swoim synom”). Nie będę słaby… Czego i Wam życzę.
p.s. Do pisania tego wpisu korzystałem z materiałów z kampanii “Kocham. Nie daję klapsów” oraz ze stron internetowych “wydawnictw”, które są na tyle bezczelne, że zarabiają pieniądze sprzedając te książki. Polecam www.stopklapsom.pl. Świetna kampania.
Czy uderzyliście kiedyś swoje dziecko?